Biznes z chorób, czyli pacjent w matrixie
luty 8th, 2013 Kategoria OGÓLNE by admin
Wywiad
z dr Aleksandrą Niedźwiecki z Instytutu Medycyny Komórkowej w
Kalifornii o firmach farmaceutycznych, chemioterapii, dyskredytowaniu
naturalnych leków i drenażu budżetów.
Aleksandra Niedzwiecki jest doktorem
biochemii. Współpracowała z dwoma laureatami Nagrody Nobla — prof.
Geraldem Edelmanem i dr. Linusem Paulingiem. W Instytucie Linusa
Paulinga objęła kierownictwo badań nad chorobami serca. Wspólnie z dr.
Matthiasem Rathem rozpoczęła tam badania nad rolą substancji odżywczych w
chorobach serca i układu krążenia. Obecnie jest przewodniczącą zarządu
i dyrektorem badań Instytutu Medycyny Komórkowej Dr. Ratha w
Kalifornii, wiceprezydentem Fundacji Zdrowia Dr. Ratha i prezesem Dr
Rath Humanities Foundation. Opublikowała ponad 90 naukowych prac
badawczych w renomowanych międzynarodowych czasopismach naukowych, jest
współautorką rozdziałów książek naukowych i popularnonaukowych. Dr
Niedzwiecki jest członkiem American College of Nutrition, zasiada w
naukowym zarządzie wydawniczym „International Journal of Oncology”,
jest współredaktorką magazynu „Cellular Health Communications” i
innych, jak i członkiem wielu organizacji zawodowych: American Heart
Association, American Medical Women’s Association, Council on
Arteriosclerosis, American Academy for the Advancement of Science.
„ZNAKI CZASU”: Zespół naukowców
pod kierunkiem Pani i doktora Matthiasa Ratha dokonał rewolucyjnego
odkrycia — poznaliście mechanizmy przerzutów raka i umiecie je
kontrolować. Opracowaliście naturalny preparat hamujący metastazę. A to
znaczy, że rak został pokonany i pacjent może żyć. To godne nobla,
tymczasem ani nobla, ani nawet rozgłosu w mediach. Dlaczego?
ALEKSANDRA NIEDZWIECKI:
Szczególna waga naszych badań w dziedzinie raka polega na tym, że
skoncentrowaliśmy się na badaniach metastazy — czyli procesu, który jest
najniebezpieczniejszym stadium raka. Co więcej, nasze badania nad
kontrolą raka ukierunkowane są na biologiczną regulację tego procesu
przy pomocy naturalnych substancji. Kierunek ten okazał się właściwy i
opracowaliśmy specyficzny zestaw naturalnych składników odżywczych,
który jest skuteczny w kontroli głównych mechanizmów raka. To, że rozpad
tkanki otaczającej komórki raka jest niezbędny do migracji komórek i
inwazji do innych organów, było znane już wcześniej. Myśmy wykazali, że
specyficzny zestaw mikroelementów pozwala kontrolować ten proces w
sposób naturalny. Nie ma obecnie żadnej metody wykazującej tak skuteczne
kompleksowe działanie.
Chyba nie jest to zaskoczenie, że prasa
milczy. Gdyby podobne rezultaty mogły być osiągnięte przy pomocy leku
farmaceutycznego, to sytuacja byłaby inna. Substancji naturalnych nie
można opatentować i nie gwarantują one tak ogromnych zysków jak leki. A
poza tym — czy firmy farmaceutyczne są rzeczywiście zainteresowane
wyleczeniem raka? Zarabiają krocie na lekach chemioterapeutycznych i
innych, które pacjenci muszą brać, by walczyć z dewastującym wpływem
chemioterapii na organizm. Jest to zastanawiające, że chociaż metastaza
jest odpowiedzialna za śmierć 9 na 10 pacjentów chorych na raka, to
zainteresowanie badaniami metastazy jest znikome. Tylko pięć procent
funduszy badawczych w raku jest dedykowane badaniom metastazy. Pytanie:
dlaczego?
Jeśli chodzi o Nagrodę Nobla, to bardzo
się ona zdewaluowała. Poza tym największą nagrodą dla każdego naukowca
jest to, że wyniki badań przynoszą korzyść ludziom.
Medycyna naturalna, szczególnie
terapie raka, bywa kojarzona z szarlatanerią. Lekarze uważają ją za
nieskuteczną i przestrzegają pacjentów. W USA nawet zabronione są
naturalne terapie raka. Dlaczego tak się dzieje?
Jest to wynik wpływu ogromnego i
potężnego lobby farmaceutycznego, które kontroluje medycynę, polityków,
media i świat finansowy. Szkoły medyczne kształcą lekarzy w dziedzinie
farmakologii, a nie roli żywienia. Młodzi lekarze nie mają dostatecznej
wiedzy o tym, jak ważne są mikroelementy dla zdrowia. Poza tym poddani
są presji, by nie odbiegać od ustalonych standardów. Spotkałam się
ostatnio w USA z taką oto opinią lekarza zapytanego, czy mikroelementy
są pomocne jako dodatkowa terapia w raku: „Nie wiem i ten temat mnie
zupełnie nie interesuje”. Niestety, nie jest to odosobniona opinia. Może
też przynosi psychiczny komfort, gdyż wiedząc, jak bardzo są pomocne
naturalne metody, trudno byłoby rekomendować leki, szczególnie te,
których działanie jest kwestionowane.
Należy również przyznać, że w dziedzinie
medycyny naturalnej pojawiają się też osoby nieodpowiedzialne,
promujące metody niepoparte naukowo. Jednak wraz z rozwojem tej
dziedziny zostaną one wyparte przez naukowo udowodnione, skuteczne
sposoby utrzymania zdrowia i walki z chorobami, bazujące na naturalnych,
bezpiecznych i skutecznych związkach naturalnych.
Jakie są naukowe dowody skuteczności naturalnego podejścia do raka?
Jest ich wiele. Nasza grupa naukowców
opublikowała na ten temat ponad 70 prac naukowych, wskazujących, że
naturalny zestaw mikroelementów jest skuteczny w kontroli głównych
mechanizmów działania raka w ponad 40 różnych rodzajach komórek raka.
Publikacje te są dostępne w PubMed — głównym źródle informacji
medycznej i naukowej. Wiedza ta jest akceptowana w kręgach naukowych,
jako że jesteśmy zapraszani przez redaktorów różnych książek naukowych,
by publikować nasze osiągnięcia jako rozdziały w ich książkach.
Dlaczego ten naturalny kierunek
nie jest promowany? 20 lat temu dr Rath pokazał światu, jak pokonać
choroby serca i układu krążenia, włącznie z cofaniem zmian chorobowych —
i to naturalnie! Nikt nie zakwestionował jego badań, a jednak świat
medyczny nie wdrożył tych odkryć. W leczeniu nowotworów też macie
naukowe dowody i też cisza…
Dr Rath jasno przedstawił to w wielu
swoich wypowiedziach i szeroko na łamach Fundacji Zdrowia Dr. Ratha —
jest to biznes z chorób. Naukowo udokumentowane naturalne podejście do
zdrowia — skuteczne, lecz niemożliwe do opatentowania — zagraża
podstawom ekonomicznym tego biznesu. Nawet firmy farmaceutyczne
akceptują wartość substancji naturalnych w zwalczaniu raka — obecnie
jest prowadzonych ponad 100 badań klinicznych ze związkami naturalnymi w
różnych aspektach tej choroby („Journal of Clinical Oncology” 2009,
tom 27, s. 2712-2725). Oczywiście pomyślne rezultaty będą stosowane w
sposób korzystny dla biznesu, czyli — chemiczna modyfikacja aktywnych
składników, by je opatentować i mieć wyłączność ich sprzedaży za wysoką
cenę. Jednoczesne prawne zabranianie dostępu do tych samych naturalnych
związków to biznes z chorób.
Czy medycyna rzeczywiście leczy raka? Czy jest jakiś postęp?
Niestety nie jest on realny, a właściwie
postęp jest głównie w promowaniu i triumfalnym ogłaszaniu, że mamy
nowy lek, który jest skuteczny w raku. Jednak potem zapada cisza, gdyż
po jego wprowadzeniu okazuje się, że skuteczność jest niższa od
oczekiwanej lub też żadna. Ale reklama pozwala ściągać nowe fundusze na
dalsze badania, które idą w zasadzie w jednym kierunku: niszczenia
komórek raka bronią chemiczną. Czas, by zaakceptować fakt, że rak
pozostaje w dalszym ciągu drugą przyczyną śmierci i diagnoza raka stale
rośnie. Nie można spodziewać się innych rezultatów, robiąc wciąż to
samo. Jeśli chodzi o stosowanie chemioterapii jako udowodnionej i
skutecznej metody leczenia, to statystyki mówią inaczej. Przegląd
skuteczności chemioterapii w 22 rodzajach raka wykazał, że zwiększa ona
szanse na pięcioletnie przeżycie tylko o 2,1 procent i w wielu
rodzajach raka nie ma żadnej korzyści. Badanie to opublikowane zostało
w „Clinical Oncology” 2004, tom 16, s. 549-560. Niestety ta informacja
nie trafia do pacjentów, a raczej poddawani są oni presji psychicznej,
by tę metodę zaakceptować. Niewiele osób z diagnozą tej choroby ma
siłę i wiedzę, by się temu przeciwstawić.
Jak medycyna tworzy statystyki uleczalności nowotworów?
Wyleczenie zastąpiono „przeżyciem pięciu
lat”. Średnio tylko około 60 proc. pacjentów przeżywa pięć lat od
diagnozy raka. W raku żołądka jest to 25 proc., płuc — 17 proc.,
trzustki — 5 proc.
Sumy wydawane na badania nad lekami
rosną i statystyki nowotworów też. W Polsce w ciągu 15-20 najbliższych
lat przewidywany jest wzrost o 40 procent, na świecie — według raportu
„Lancet Oncology” — aż o 70 procent. Dwukrotny noblista Linus Pauling, z
którym zresztą Pani współpracowała, powiedział, że większość badań nad
rakiem to wielkie oszustwo…
Tak, i sam tego doświadczył, kiedy jego
protokół badań klinicznych z witaminą C został zmodyfikowany i
statystyczne wyniki zmanipulowane, by wykazać nieskuteczność tej metody.
Trudno jest również wprowadzać zmiany metod leczenia, jeśli badania
kliniczne z substancjami naturalnymi mogą być przeprowadzane na
pacjentach w terminalnym stadium raka, gdy już wszystkie metody
konwencjonalne zawiodły.
Jest coraz więcej leków
onkologicznych na rynku, ale leczenie wcale nie stało się
skuteczniejsze. Jaki jest mechanizm dopuszczania ich na rynek?
Dopuszcza się leki, które wykazują
minimalne skutki pozytywne w badaniach klinicznych na wyselekcjonowanej
grupie pacjentów — gdy w badaniach klinicznych powodują zmniejszenie
guza nawet o 30 procent, tylko przez 28 dni i tylko u połowy pacjentów.
Jednak każdy pacjent myśli: o, to jest lek, który był testowany i jest
skuteczny.
Dlaczego wciąż stosuje się
chemioterapię, skoro wykazano jej skuteczność na poziomie zaledwie dwóch
procent? Do tego jest wysoce toksyczna, szalenie droga i ma fatalne
skutki uboczne.
Przynosi ogromny profit, a do tego
generuje nowe choroby (działania uboczne leków), które potrzebują nowych
leków. Jest to spirala zysku — leki przepisywane na leczenie jednej
choroby generują nowe, które zwiększają zapotrzebowanie na nowe leki i
procedury medyczne. Toksyczność chemioterapii uruchamia całą gamę
chorób ubocznych, które leczone są wieloma środkami farmaceutycznymi i
intensywnymi terapiami. Mówię o środkach przeciwbólowych łącznie z
morfiną, sterydach i innych lekach przeciwzapalnych, antybiotykach,
antydepresantach, transfuzjach krwi itd. Chemioterapia też generuje
zmiany nowotworowe w komórkach, powodując rozwój nowych rodzajów raka. O
tej epidemii i biznesie z chemioterapii piszemy szczegółowo na stronie
www.chemo-facts.com.
Co naprawdę trafia do krwi pacjenta poddanego chemioterapii?
Najbardziej toksyczne związki chemiczne
znane człowiekowi. Pierwszy specyfik stosowany w chemioterapii był
pochodną gazu musztardowego, związku używanego podczas I wojny światowej
jako broń chemiczna! Ciekłe pochodne tego śmiercionośnego gazu są do
dzisiaj stosowane w leczeniu pacjentów chorych na raka: mechloroetamina,
cyklofosfamid, chlorambucyl, ifosfamid. Istnieje także kilka innych
grup wysoce toksycznych substancji aplikowanych pacjentom. Wspólnym
mianownikiem wszystkich tych związków jest to, że powodują one
uszkodzenia DNA, w cząsteczkach dziedziczenia w jądrze komórkowym, oraz
wpływają na inne podstawowe procesy biologiczne zachodzące w komórkach
naszego ciała. W chemioterapii niszczone są wszystkie komórki w ciele
pacjenta, też te zdrowe, stąd podejście to przypomina stosowanie broni
masowego rażenia. Nawet pracownikom służby zdrowia mającym kontakt z
lekami stosowanymi w chemioterapii przypomina się w zasadach BHP o
ryzyku uszkodzenia DNA, wad wrodzonych u dzieci, rozwoju nowych
nowotworów, uszkodzenia organów. Osoby te muszą nosić specjalne
rękawice, okulary i fartuchy ochronne. Wyjątkowo narażeni na utratę
zdrowia są członkowie rodziny pacjenta, opiekunowie i wszyscy, którzy
mają z nim kontakt.
Dlaczego pacjenci dobrowolnie
poddają się tak toksycznym procedurom i nie szukają innych rozwiązań? Z
powodu niewiedzy? Z wiary w medycynę lekową?
To wojna psychologiczna. Pacjent, który
kojarzy diagnozę raka z najgorszym — ze śmiercią, automatycznie popada w
stan strachu i rozpaczy. To z kolei sprawia, że staje się podatny na
każdego rodzaju terapię — nawet gdy samo leczenie jest potencjalnie
śmiertelne — o ile tylko oddali ona, choćby na krótki czas, perspektywę
śmierci. Dopóki rak będzie traktowany jak wyrok śmierci, biznes inwestycyjny chemioterapii będzie kwitł. Jeszcze bardziej ponury jest fakt, że chemioterapia
nie jest w stanie przedłużyć życia pacjentów cierpiących na pewne
rodzaje nowotworów, np. raka prostaty, skóry (czerniaka), pęcherza
moczowego, nerek, trzustki.
Są chyba granice absurdu. Leki
na nowotwory powodują nowotwory. Ba, według amerykańskiego Narodowego
Instytutu Zdrowia ponad 40 proc. wszystkich preparatów farmaceutycznych
jest potencjalnie rakotwórczych!
Z raportów wynika, że 87 procent leków
nowotworowych może powodować rozwój raka, rakotwórcze skutki uboczne
może mieć 50 procent antybiotyków, składniki potencjalnie rakotwórcze
zawiera 60 procent leków przepisywanych pacjentom chorym na depresję i
cierpiącym na zaburzenia mentalne, prawie wszystkie immunosupresanty
wspomagają rozwój raka. Wiele innych leków, jak te stosowane przy
alergiach, jest zaliczanych do rakotwórczych. Źródłem tej patologii jest
syntetyczne pochodzenie składników tworzonych drogą chemiczną, a nie
ekstrahowanych z naturalnych substancji. Ludzki organizm nie rozpoznaje
ich i nie potrafi ich skutecznie neutralizować i eliminować. Większość
tych leków uszkadza DNA komórek, tym samym zapoczątkowując procesy
nowotworowe.
Parę lat po wprowadzeniu leków na obniżenie cholesterolu — statyn — ukazała się publikacja w „Journalof
the American Medical Association” z 2006 roku wskazująca, że wszystkie
leki z tej grupy są rakotwórcze. Badania te były prowadzone na
zwierzętach. Badania sponsorowane przez ich producentów starały się to
zdementować. Ostatnio nawet zaczyna się promować statyny do prewencji
raka, pomimo wielu badań klinicznych przeczących temu.
Czy leki estrogenowe to też przykład „synergii marketingowej”?
Leki estrogenowe oferowane są milionom
młodych kobiet w formie hormonalnych środków antykoncepcyjnych, a
kobietom dojrzałym — w formie hormonalnej terapii zastępczej jako
zapobiegającej osteoporozie i objawom menopauzy. Od 1941 roku jest
wiadomo, że estrogen zwiększa ryzyko rozwoju raka. Pobudza m.in.
działanie enzymów trawiących kolagen, które wspomagają wzrost i rozwój
komórek rakowych. Długookresowe przyjmowanie takich leków zwiększa
ryzyko form raka zależnych od estrogenów: piersi, macicy, szyjki macicy,
jajników. Potwierdziły to badania Narodowego Instytutu Zdrowia w USA
(NIH) na ponad 16 tys. kobiet biorących estrogenową terapię zastępczą. W
tej mierze rynek leków estrogenowych napędza rynek leków
przeciwnowotworowych.
Jak udało się przemysłowi farmaceutycznemu zmonopolizować biznes raka?
Ogromna potęga finansowa i ogromne
lobby. To największy i najbardziej dochodowy biznes inwestycyjny na
świecie. A spośród wszystkich sprzedawanych leków farmaceutycznych leki
onkologiczne są tymi, których sprzedaż przynosi największe zyski. Np.
zysk ze sprzedaży tych leków za sam 2010 rok wyniósł aż 56 miliardów
dolarów!
Lekceważenie naturalnych terapii nie tylko uderza w nasze zdrowie, ale i w budżety państw. Jak wygląda biznes raka w Polsce?
Leki stanowią 27 procent budżetu służby
zdrowia. Szczególnie wysoki jest wzrost wydatków na leki onkologiczne —
49 procent i krwiotwórcze — 21 procent, z których wiele stosuje się
właśnie u chorych na raka. Zapotrzebowanie na leki onkologiczne w ciągu
sześciu lat — od 2006 do 2010 roku — wzrosło na świecie o 232 proc.
Czasem się słyszy, że wręcz brakuje chemioterapeutyków. O co tu chodzi?
Jak zwykle chodzi o zyski. Leki o
wygasłych patentach są tańsze i nie przynoszą zysków, więc albo się je
minimalnie modyfikuje — podnosząc ogromnie cenę — lub płaci firmom
produkującym te leki o wygasłych patentach, by zaniechały ich produkcji
na jakiś czas. Na przykład koszt paclitaxelu to 312 dolarów, podczas
gdy podobny, ale patentowy lek abraxane kosztuje 5824 dolarów za dawkę;
doxorubicin to 120 dolarów za jedną dawkę, ale liposomalny doxorubicin
to już 5789 dolarów — a zmodyfikowano tu tylko sposób przenikania leku
do komórki.
„International Herald Tribune” z
marca 2003 roku zacytowała wypowiedź dyrektora koncernu
farmaceutycznego wprowadzającego nowy lek na rynek: „Pierwsza tragedia —
to jeżeli lek spowoduje śmierć. Druga tragedia — to jeżeli uzdrowi
ludzi. Prawdziwie dobre leki to są te, które muszą być wciąż używane i
to przez długi, długi czas”. Nawet tego się nie ukrywa…
To jest przemysł inwestycyjny napędzany
zyskami udziałowców. Wyleczenie chorób to cel drugoplanowy. Rynkiem
zbytu dla tego przemysłu jest nasze ciało, ale nie wtedy, kiedy jesteśmy
zdrowi, tylko wtedy, kiedy jesteśmy chorzy. Dlatego około 80 procent
leków działa nie na przyczyny chorób, ale na symptomy. Jak długo ludzie i
pacjenci będą tolerować taki stan rzeczy i działanie przeciwko ich
własnym interesom, tak długo będzie ten stan kontynuowany. Edukacja w
dziedzinie zdrowia jest kluczem do zmian.
Piszecie w książce Zwycięstwo nad rakiem — Pani i dr Rath
— że aby zrozumieć skutki działania biznesu z chorób, trzeba
przeanalizować historię przemysłu chemiczno-farmaceutycznego związanego z
obiema wojnami światowymi.
Niesławny IG Farben — kartel
farmaceutyczno-chemiczny — to przykład udziału biznesu w nieetycznej, a
nawet zbrodniczej działalności. Został on rozwiązany i aż 24 dyrektorów
IG Farben stanęło przed Trybunałem Norymberskim. Kilku z nich skazano
za zbrodnie przeciwko ludzkości. Wśród nich był Fritz Ter Meer,
dyrektor jednej z firm, członek zarządu IG Farben, członek partii
nazistowskiej i Ministerstwa Wojny III Rzeszy. Proszę sobie wyobrazić,
że szef największej firmy farmaceutycznej, lider przemysłu, który się
przedstawia jako służący ludzkości, został skazany za zbrodnie przeciw
ludzkości.
Ale chyba jeszcze bardziej
zaskakujące jest to, że zbrodniarz wojenny, skazany przez Trybunał, po
wyjściu na wolność został w roku 1956… prezesem tej samej firmy
farmaceutycznej!
Nie tylko on jeden, historia wskazuje,
że wielu aktywnych działaczy firm w ramach IG Farben powróciło na
kierownicze stanowiska w swoich macierzystych firmach. Nasze podręczniki
historii informują, że śmiertelne w skutkach eksperymenty medyczne w
obozach koncentracyjnych były przeprowadzane przez psychopatów. Ale
dokumenty Trybunału Norymberskiego ukazują odmienny obraz. Większość
eksperymentów nie stanowiła pojedynczych „doświadczeń”, lecz była
częścią badań na ludziach na dużą skalę. Lekarzami przeprowadzającymi te
eksperymenty nie byli wyłącznie członkowie SS, lecz także
profesjonalni badacze leków farmaceutycznych, czasem nawet lekarze
bezpośrednio zatrudnieni i opłacani przez niemieckie firmy
farmaceutyczne. Leki były dostarczane z tych firm bezpośrednio do
obozów, a wyniki często śmiertelnych w skutkach eksperymentów
raportowane były bezpośrednio do zarządów tych koncernów.
Zastanawiające jest, ile wysiłku włożono w to, by te fakty były
pogrzebane przez ponad pół wieku. Wszystkie te informacje i dokumenty
dostępne są obecnie online pod adresem: www.profit-over-life.org.
W tym samym 1956 roku powołano Komisję Europejską. Łączycie ją z polityką firm farmaceutycznych. Dlaczego?
Pierwszym przewodniczącym Komisji
Europejskiej został Walter Hallstein, nazistowski prawnik, mianowany
później głównym architektem brukselskiej Unii Europejskiej. Przez
następnych 10 lat, kierując administracją składającą się z kilku tysięcy
biurokratów, realizował plan utworzenia „centralnego biura kartelu”,
operującego poza jakąkolwiek demokratyczną kontrolą. O ile członkowie
Parlamentu Unii Europejskiej są wybierani w wyborach powszechnych przez
500 milionów Europejczyków, o tyle Komisja Europejska działa z nadania.
Ma do swej dyspozycji 54 tys. zawodowych technokratów i urzędników
działających w ramach brukselskiej UE bez żadnych demokratycznych
wyborów. Na każdego wybranego członka Parlamentu przypada 80 biurokratów
Komisji trzymających ich pod kontrolą, reprezentujących interesy
korporacji. Jednym z kluczowych celów Komisji była protekcja
wielomiliardowych rynków zbytu na leki farmaceutyczne poprzez
zdelegalizowanie naturalnych metod kontroli zdrowia.
Polityczna ochrona patentów?
Do swojej dyspozycji Komisja ma różne
ciała. Jedna z nich to Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności
(EFSA). Ustanawia on restrykcje dla naturalnych terapii pod pretekstem
tzw. regulacji. Jak EFSA reguluje żywność? Na przykład dyrektywa
suplementów diety z 2002 roku wprowadza restrykcje w dopuszczaniu
składników naturalnych i ogranicza ich dawki w suplementach diety. By
ukryć właściwe cele tych przepisów, utrzymuje się, że maksymalne dawki
składników ustalane są w oparciu o metody naukowe w procesie tzw.
naukowej ewaluacji ryzyka. Tymczasem większość tych proponowanych metod
jest bezpodstawna lub całkowicie nienaukowa. Dowodzą tego m.in.
statystyki w USA, gdzie suplementy nie są regulowane i są stosowane
przez 68 procent społeczeństwa. Według „Annual Report Clinical
Toxicology” 2008, 46, 927-1057, z powodu stosowania leków zanotowano w
tym jednym roku prawie 50 tys. zgonów — w roku 2010 to już ponad 82
tys. zgonów — a życie blisko 320 tys. osób było zagrożone. Ile osób
zmarło w tym czasie z powodu stosowania suplementów? Zero. To jest
problem i o tym trzeba mówić, a nie o tym, że witaminy są niebezpieczne.
Inny przykład to dyrektywa produktów
tradycyjnych ziół medycznych z 2004 roku. Wymaga ona, by wszystkie
produkty zielarskie przechodziły bardzo kosztowne procedury rejestracji.
Oczywiście mniejsze firmy nie są w stanie tych rejestracji
przeprowadzić. Zioła bez licencji będą zabronione i usunięte z rynku. A
przecież są to te same związki, które były legalnie dostępne w Europie
od dziesięcioleci, nie powodując żadnych niepożądanych skutków dla
zdrowia całych populacji. A co firmy farmaceutyczne robią w tym czasie?
Pracują nad wyizolowaniem substancji aktywnych z tych ziół i ich
chemiczną modyfikacją, aby mieć na nie wyłączność patentową. W ten
sposób zastępowane są skuteczne, bezpieczne i niedrogie metody ochrony
zdrowia przez kosztowne, bo patentowane, i niebezpieczne leki chemiczne o
skutkach ubocznych.
Kolejna regulacja — z 2006 roku
dotycząca związku pomiędzy zdrowiem a pożywieniem — zabrania wszelkich
sugestii lub powiązań między pożywieniem lub jego składnikami a
specyficznymi korzyściami dla zdrowia, nawet jeśli istnieją naukowe
dowody na taki związek. Stwierdzenia, że np. płatki owsiane pomagają
obniżyć cholesterol, muszą być autoryzowane przez Komisję Europejską.
Ile razy przemysł farmaceutyczny pozywał Was do sądu? Chyba żadne odkrycie w dziedzinie naturalnej terapii raka nie było tak zwalczane jak Wasze.
Niezliczone razy — dokumentacja tych
procesów zajmuje wszystkie półki w dużym pokoju u naszych adwokatów.
Większość to personalne ataki na doktora Ratha, przez które opozycja
stara się go zniszczyć i zmusić do milczenia. Za każdym razem dowody,
jakie przedstawiliśmy, i fakty obroniły nas.
Jakie są ekonomiczne i polityczne konsekwencje epidemii raka?
Według Światowego Forum Ekonomicznego z
2011 roku roczny koszt raka i innych nieinfekcyjnych chorób osiągnie w
2030 roku 47 bilionów dolarów. To trzykrotna wartość produktu krajowego
brutto całej Unii Europejskiej. Bogactwa niektórych firm są trudne do
wyobrażenia — na przykład firma Pfizer może kupić Polskę.
Polityczne konsekwencje przy nakręcaniu
spirali kosztów to ruina gospodarcza państw prowadząca do
międzynarodowego kryzysu gospodarczego, a w konsekwencji politycznej
dyktatury UE. Grecja to dopiero początek. Inne kraje czekają w kolejce:
Irlandia, Włochy, Portugalia, Hiszpania. Wysysanie gospodarek trwa.
Ameryka też przeżywa kryzys. Barak Obama zrozumiał, że najlepszym
sposobem, by zmniejszyć deficyt, jest zmniejszenie kosztów opieki
zdrowotnej, o czym powiedział w marcu 2009 roku. Kluczem do
niezależności ekonomicznej społeczeństw jest koniec biznesu z chorób.
O ile można by zmniejszyć koszty
opieki zdrowotnej państw, gdyby zamiast drogich opatentowanych leków
refundować naturalne terapie?
Można i to znacznie. Kilka lat temu
renomowana na skalę międzynarodową grupa konsultacyjno-badawcza w
zakresie narodowej polityki i usług w dziedzinie zdrowia — The Lewin
Group z Wielkiej Brytanii — ogłosiła wyniki badań w tej dziedzinie.
Wykazały one między innymi, że w USA przez suplementację wapnia i
witaminy D u seniorów można by zapobiec około 776 tys. hospitalizacji z
powodu złamań stawu biodrowego, co równałoby się oszczędnościom ponad
16 miliardów dolarów w skali pięciu lat. Podobnie oszczędności związane
z braniem 400 mcg kwasu foliowego przez kobiety w okresie rozrodczym
wyniosłyby około 334 milionów dolarów już w pierwszym roku ich
stosowania. Suplementacja kwasów omega-3 przez osoby starsze
prowadziłaby do zaoszczędzenia około 43 miliardów poprzez zmniejszenie
ryzyka zawałów serca i związanych z tym kosztów. Są to duże sumy, które
mogą być przekazane w budżecie państw na poprawę rynku pracy, edukacji
i wiele potrzebnych celów. Stosowanie naturalnych terapii prowadzi
również do znacznego zmniejszenia nowych chorób i hospitalizacji
wynikających z działań ubocznych leków przepisywanych na receptę. Jest
to po chorobach serca, raku i udarach mózgu czwarta przyczyna śmierci.
Tej przyczynie możemy w znacznym stopniu zapobiec, jeśli jesteśmy tego
faktu świadomi i zaczniemy działać, by to zmienić. Ten problem dotyka
nas wszystkich, niezależnie od zajmowanego stanowiska, wieku i stanu
majątkowego, dotyczy każdego podchodzącego z receptą do okienka w
aptece.
Walter Last, jeden z naukowców,
zwolennik naturalnych terapii, proponuje, by zakazać finansowania przez
firmy farmaceutyczne szkolnictwa medycznego oraz stosowania marketingu
i reklamy ukierunkowanej na pacjentów i lekarzy. Przy takiej polityce
traci przecież autorytet lekarza.
Świadome tego środowisko medyczne
zaczyna protestować. Dr Catherine de Angelis, która była przez wiele lat
redaktorem naczelnym najbardziej znanego pisma medycznego — „Journal
of the American Medical Association”, napisała: „Wpływy, jakie firmy
produkujące leki, te bazujące na zyskach, mają na każdy aspekt medycyny,
są tak przejrzyste, że trzeba być głuchym, ślepym lub głupim, by tego
nie widzieć”. Pod presją zrezygnowała z tego stanowiska w 2011 roku,
ale w dalszym ciągu pracuje w John Hopkins School of Public Health.
Również była redaktorka naczelna „New England Journal of Medicine”, a
obecnie wykładowca na Uniwersytecie Harvarda — dr Marcia Angel jest
znana z ostrej krytyki działania przemysłu farmaceutycznego.
Przedstawiła ją w znanej książce Prawda o firmach farmaceutycznych — jak nas oszukują i jak możemy temu przeciwdziałać,
jak i w wielu innych publikacjach i wypowiedziach. Jak widać, ten
ruch sprzeciwu istnieje, i to również wśród prominentów medycyny.
Profesor Zygmunt Baumann
powiedział, że wojna z kłamstwem jest nie do wygrania, a jako socjolog
obserwuje zanik społecznych mechanizmów dochodzenia do prawdy. Czy
wierzy Pani w to, że uda się przekonać społeczeństwa i rządy do
naturalnych terapii?
To wszystko zależy od ludzi. My
kontynuujemy nasze działania i szerzymy informacje i edukację. Strona
organizacji World Health Alphabetization: www.wha-www.org stanowi
otwarte źródło internetowe, dzięki któremu każdy może wziąć udział w
zdrowotnym kursie edukacyjnym online. W języku polskim takie kursy są
dostępne na stronie Koalicji Doktora Ratha w Obronie Zdrowia:
www.dr-rath-koalicja.pl. Udostępnimy równiez w języku polskim nowy
program interakcyjny BodyXQ — w internecie: www.bodyxq.com oraz jako
aplikacje na iPada czy iPhone’a. Pozwala on w trójmiarowym formacie
zajrzeć w głąb naszego serca, zobaczyć, jak naturalne składniki odżywcze
pomagają w jego funkcjach, np. normalizacji ciśnienia krwi, czy też w
kontroli rozwoju raka. Nasza książka Zwycięstwo nad rakiem
jest impulsem i motywacją do tego, aby teraz ludzkość skorzystała z
szansy realizacji prawa do życia w świecie bez raka. Gdyby nie było
odważnych ludzi, Ziemia byłaby wciąż płaska i mur berliński stałby
nadal.
Rozmawiała Katarzyna Lewkowicz-Siejka
[Określenie mikroelementy dr Niedzwiecki
stosuje w szerszym znaczeniu, niż przyjęto w Polsce. Rozumie przez to
wszystkie substancje, których nasz organizm potrzebuje w mniejszych
ilościach: witaminy, minerały, pierwiastki śladowe, aminokwasy,
polifenole i inne substancje roślinne. Za makroelementy uznaje się w tym
kontekście węglowodany, białka i tłuszcze].
[Artykuł pochodzi z miesięcznika „Znaki Czasu” 2/2013].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz